Marzenia nie do spełnienia
Gdzieś w zwykłym
mieście podobnym do tych wszystkich, które nas otaczają, żyła pewna dziewczyna,
taka zwyczajna i niczym się niewyróżniająca. Świat wokół niej był szary i
przeciętny. Nigdy nie potrafiła się
cieszyć z tego, co dał jej los, ciągle miała za mało. Uważała, że aby jej życie
nabrało sensu, powinna opuścić rodzinny dom i szukać szczęścia w dalekich
krajach. W tym przypadku było to trudne, ponieważ miała zaledwie szesnaście
lat. Nie poddała się i już w następne wakacje od pojawienia się pomysłu,
uciekła z domu, nikogo o tym nie informując.
Przez trzy dni
błądziła po okolicznych miejscowościach, szukając schronienia i noclegu.
Musiała radzić sobie sama, spała w lesie lub starej opuszczonej szopie. Miała
wrażenie, że to jakiś koszmarny sen. Chciała nawet wrócić do domu, ale honor
jej na to nie pozwalał. Dotarła nad rzekę wypływającą z niewysokich gór, tam
dopadła ją straszliwa burza. Lęk o własne życie sparaliżował ją do tego
stopnia, że przestała racjonalnie myśleć. Schowała się tylko w krzakach i
czekała, zupełnie nie wiedząc na co. Nagle usłyszała szmer, co było dziwne w
związku z szalejącą wokół burzą. W tym momencie ktoś złapał ją za ramię, nie
wytrzymała i zemdlała. Obudziła się dopiero następnego popołudnia.
- Gdzie ja jestem? Co to za miejsce? – pytała
głośno.
- Spokojnie, nic ci nie grozi, jesteś w
bezpiecznym miejscu – odezwał się spokojny, ale stanowczy męski głos.
Chwilę potem przed
drzwiami pojawiła się postać. Był to wysoki, przystojny brunet o błękitnych
oczach. Na dziewczynę patrzył z politowaniem i zastanowieniem.
- Kim pan jest? A ja? Skąd ja się tu wzięłam? –
zapytała dużo spokojniej.
- Ja jestem panem tego miejsca. Wczoraj w nocy
była straszna burza, zobaczyłem cię nad rzeką, chciałem zabrać cię ze sobą do
domu, żebyś nie przemokła, ale ty się tak przestraszyłaś, że zemdlałaś i
uderzyłaś głową w kamień – opowiadał ze śmiechem w oczach.
- Cóż… Dziękuję za pomoc, ale chyba już muszę iść.
Do widzenia.
- Dokąd to? Nie jesteś na tyle silna, żeby wstać.
Masz wstrząśnienie mózgu. Musisz tu zostać przez co najmniej tydzień. A skoro
mam się tobą opiekować, to może chociaż się dowiem, jak masz na imię?
- Mną nie trzeba się opiekować, jakoś sobie
poradzę, a skoro o to chodzi, to nazywam się Sara Donner.
- Miło mi poznać. Ja nazywam się Eryk Liber i
jestem właścicielem tego pensjonatu i pobliskiego szpitala onkologicznego. A
teraz idź spać, musisz wypocząć.
Tym razem nie pytała
już o nic, poszła spać, bo była okropnie zmęczona. Dwa dni później mogła już
wstać z łóżka, ale nadal we znaki dawało jej się osłabienie. Jej „wybawca”
zaprosił ją na dół, by razem z nim zjadła kolację.
- Więc, może wreszcie mi powiesz, jak się
znalazłaś w tych stronach? – zapytał Eryk.
- To skomplikowane. Czułam potrzebę odmiany, ale sama
nie wiem, na czym miałaby ona polegać –
odpowiedziała Sara.
- Czyli wyruszyłaś przed siebie, w poszukiwaniu
szczęścia, zgadłem?
- Tak, chyba tak – z pełnym zastanowienia tonem
odpowiedziała Sara.
- Nie jesteś na to za młoda? Ile ty w ogóle masz
lat?
- Nie sądzę… Szesnaście. Czy to coś zmienia?
- Nie, po prostu dziwię się, dlaczego nie jesteś w
domu i nie odbierasz solidnego wykształcenia i szansy na lepszą przyszłość.
- Ględzi pan jak moi rodzice, a raczej nie wydaję
mi się, żeby był pan w choć trochę zbliżonym do nich wieku. Po prostu nie
umiałam tam żyć, czułam, że ten szary i monotonny świat nie jest dla mnie.
- Parę lat temu myślałem podobnie i nie wyszło mi
to na dobre. Dobrze, nie rozmawiajmy już o tym – urwał temat Eryk.
W ciszy dokończyli
kolację. Sara wróciła do swojego pokoju, ale tej nocy nie mogła spać.
Przypomniała sobie pierwszą rozmowę z Erykiem, gdy ten powiedział, że jest
właścicielem pensjonatu i szpitala onkologicznego. Za wszelką cenę postanowiła
się w jakiś sposób dostać do tego szpitala, sądziła, że tam znajdzie
odpowiedzieć na pytanie: „Co dalej?”. Kolejnego dnia rozmawiała z panem Liberem
i powiedziała, że w ramach podziękowań, chciałaby jakoś pomóc w tym właśnie
szpitalu. Z początku Eryk bardzo się wahał, ale ostatecznie zdecydował, że
każda para rąk jest tam przydatna. Sara miała zająć się podbudowywaniem
podopiecznych na tle psychicznym. Jej pierwszą „pacjentką” była kilkuletnia
dziewczynka, chorująca na raka płuc. Nie miała nikogo, jako kilkumiesięczne
dziecko trafiła do domu dziecka. Nastolatka nie mogła pojąć, dlaczego los aż
tak doświadcza małe i bezbronne istoty, jakimi są dzieci. Ze wszystkich sił
chciała pomóc tej dziewczynce, ale nie zdążyła. Emmy została przeniesiona do
innego szpitala, lecz Sara cały czas starała się utrzymywać z nią kontakt.
Pewnego wieczoru przyszła do gabinetu Eryka, aby porozmawiać z nim o kilku
sprawach.
- Nie przeszkadzam? – zapytała wchodząc.
- Nie, nie. Tak sobie tutaj przeglądam papiery z
samotności – roześmiał się Eryk.
- Czujesz się samotny? – zapytała ze zdziwieniem.
- Wiesz… W szpitalu może nie, ale wieczorem, gdy
siedzę tu sam… Żałuję wtedy kilku życiowych decyzji i wszystkiego, co zrobiłem
nie tak. Przez swój egoizm zostałem sam, zupełnie sam.
- Jaki egoizm? Człowiek, który poświęcił całe życie
dla innych, nie może być egoistą.
- A nie pomyślałaś, że to wszystko jest formą
odkupienia win?
- Nawet mi to przez głowę nie przeszło…
- To może i lepiej. Ale nie przyszłaś tu słuchać o
mojej samotności. O co chodzi? –zapytał z dziwną energią w głosie.
- Bo widzisz, moja podopieczna, Emmy musiała
przenieść się do innego szpitala i nie wiem, kim teraz mam się zająć –
odpowiedziała Sara.
W Eryka natychmiastowo
wstąpiła nowa energia, po chwilowym załamaniu nie było ani śladu. Zaczął
przeglądać swoje szuflady z kartotekami i znalazł, jakby to ujął „idealny
przypadek”. Okazał się nim być
dziesięcioletni chłopiec, który chorował na białaczkę.
- Cześć, ja jestem Sara. Przyszłam z tobą
porozmawiać – powiedziała Sara, wchodząc do szpitalnej sali.
- A nie będzie zastrzyków? – zapytał chłopiec,
mając w oczach łzy.
- Nie, nie będzie nic, czego nie lubisz. Obiecuję –
odpowiedziała Sara, widząc strach swojego podopiecznego.
- To, dobrze – odetchnął z ulgą.
- A powiesz mi jak masz na imię?
- Oskar.
- To bardzo ładne imię, mój brat też się tak
nazywa.
- A kocha go pani?
- A kocha go pani?
- No pewnie, że tak.
- To szkoda…
- To szkoda…
- Dlaczego?
- Bo mnie już pani nie pokocha.
- Nie myśl tak nawet. Każdego i zawsze można pokochać.
- Nie myśl tak nawet. Każdego i zawsze można pokochać.
- Ale moja mama powiedziała, że w każdym sercu
jest miejsce tylko dla jednego Oskara i dlatego mnie zostawiła.
- Każdy Oskar jest wyjątkowy i kocha się ich na
różne sposoby. Wszystko zależy od nas, uwierz mi, jestem w stanie cię pokochać.
Od tamtej pory widywali
się niemal codziennie. Dłuższe przerwy musieli robić, gdy Oskar był osłabiony
po chemioterapii. Widać było, że te spotkania służą im obojgu. Pewnego dnia
zaczęli rozmawiać o marzeniach.
- A pani ma jakieś marzenia? – zapytał Oskar.
- Tak i to mnóstwo. Każdy jakieś ma – odpowiedziała Sara.
- Tak i to mnóstwo. Każdy jakieś ma – odpowiedziała Sara.
- Bo ja… To marzę, żeby jeszcze raz w życiu iść w
góry i wejść na szczyt. Tam są takie piękne widoki. A pani o czym marzy?
- Ja… Chyba chciałabym być po prostu szczęśliwa,
tak jak teraz tu z tobą i nigdy nie być samotna.
Po tej rozmowie Sara
zaczęła co raz więcej myśleć o swojej decyzji, czyli ucieczce z domu.
Stwierdziła, że postąpiła okropnie, ale czuła, że to miało jakiś sens. Nie
chciała się tym wtedy przejmować. Miała tylko jeden cel. Spełnić marzenie
Oskara.
- Eryku, musimy poważnie porozmawiać, to sprawa
życia i śmierci – weszła do gabinetu Eryka.
- Cóż znowu się stało? – zapytał ze spokojem.
- Chcę zabrać Oskara w góry, to jego ostatnie
marzenie.
- To niemożliwe.
- Dlaczego? Oboje wiemy, że długo nie pożyje.
Dlaczego mamy mu zabierać ostatnie marzenie?
- Posłuchaj mnie! To zbyt niebezpieczne. Całego
świata nie zbawisz, daj sobie spokój.
- To, że ty nie spełniłeś swoich marzeń, nie
znaczy, że masz pozbawiać innych tej możliwości.
- A co ty może spełniłaś swoje marzenia?
- Nawet jeśli nie, to mam przed sobą całe życie i
mam odwagę wszystko zmienić. Nie to co ty!
- A tobie nic do mojej odwagi. Zasadniczo mogłaś
już dawno stąd iść w świat.
- Tak i skończyć tak jak ty. Nie dziękuję. Już
wiem, czego chcę. Tu mam do załatwienia tylko jedną sprawę i wracam do domu, bo
mam odwagę stanąć przed prawdą.
- W takim razie proszę bardzo, weź Oskara w góry,
skoro masz taką odwagę, a potem wracaj i daj mi święty spokój.
Jednak Sara nie miała
aż tyle odwagi. Na ten wyczyn zbierała się kilka dni. Gdy weszła do sali, w
której leżał Oskar, osłupiała. Jego łóżko było puste. Liczyła, że jej myśli się
nie potwierdzą. Ślepo uważała, że to tylko kolejne badania.
- Przykro mi, wiem, jaki był dla pani ważny. Tutaj
zostawił list, właśnie do pani – powiedziała pielęgniarka.
Nastolatka usiadła na
jego łóżku i zaczęła płakać, nigdy dotąd tak bardzo nie kochała. Zdawała sobie
sprawę z tego, że on prędzej czy później odejdzie, ale przy nim zawsze była
szczęśliwa, jej problemy znikały, jak za pomocą magicznej różdżki. Wzięła do
ręki list i zaczęła go czytać.
Droga pani Saro!
Wiem, że teraz ja jestem już w niebie z
aniołkami, ale pani została tam na Ziemi i być może będzie pani za mną tęsknić,
dlatego piszę ten list. Chciałbym, żeby pani wiedziała, że dzięki naszym
rozmowom zrozumiałem, że zawsze jest ktoś, kto nas kocha. Pomogła mi pani
przejść trudne chwile. Wiem też, że chciała mi pani pomóc spełnić marzenie, ale
się nie udało. Tak naprawdę to nie było moje największe marzenie. Najbardziej w
życiu chciałem doznać prawdziwej miłości i to mi pani dała. Nigdy nikt nie był
mi tak bliski. Swoją drogą myślałem, że te marzenia są nie do spełnienia, ale
pani to potrafi chyba wszystko! Dziękuję za wszystko, będę czuwał nad panią tam
z góry.
Oskar.
Mimo że Oskara nie było
już przy niej, to Sara była szczęśliwa. Jak nigdy dotąd wiedziała co ma robić.
Napisała krótki list, który zostawiła na biurku Eryka. Następnego dnia była już
w domu. Rodzinę przepraszała przez kilka tygodni, ale bez potrzeby, bo
wybaczyli jej, gdy tylko ją zobaczyli.
Jej życie nabrało
nowego sensu, ale w trochę inny sposób niż to sobie wyobrażała. Wróciła do
szkoły, stała się jedną z lepszych uczennic. Skończyła studia i została wziętym
psychologiem, pracowała w wielu szpitalach onkologicznych i pokochała wiele
dzieci, ale żadnego tak jak Oskara. Po pewnym czasie założyła rodzinę i miała
dwójkę dzieci, wtedy znów poczuła tęmiłość. Zrządzenie losu chciało, że zmarła
na białaczkę, ale swoje życie przeżyła dobrze i czerpała z niego pełną
satysfakcję. Zanim zmarła jej pociechy zdążyły dorosnąć i być jeszcze lepszymi
ludźmi niż ich rodzice.
Eryk zaś nigdy nie
odważył się wrócić do rodziny i przyznać do błędów młodości. I choć był
dobroczyńcą, to i tak umierał samotnie.
~*~
Dzień dobry. Tak na święta historia niesiatkarska, pisana dawno temu, dziś trochę "odświeżona", więc nie sądzę, żeby była jakaś wybitna, ale nie mam siły na nic lepszego. Dodatkowo chciałabym złożyć Wam wszystkich najserdeczniejsze życzenia z okazji nadchodzących świąt Bożego Narodzenia. Niech będą to dni radości w rodzinnym cieple, żeby wszystkie Wasze marzenia się spełniły, żebyście po prostu byli szczęśliwi. Autorkom życzę również dużo weny, bo bez niej ani rusz. :) Dziękuję Wam za tych kilka miesięcy i mam nadzieję, że będziecie ze mną. :)
Pozdrawiam, Wasza Commi.